Bejda: Prywatna armia jednego ministra

Obecny rząd ma niesamowitą zdolność do rozdawania publicznych pieniędzy. Forsując program „500+ karabin” Ministerstwo Obrony Narodowej zakłada utworzenie piątego rodzaju sił zbrojnych… szkolonego w trybie weekendowym.

Pierwsze pytanie, które się nasuwa, to pytanie o potencjał obronny. Jak czytamy, wstępne szkolenie w obronie terytorialnej ma trwać 16 dni, po których zostaje się żołnierzem ochotnikiem. Nie czarujmy się, w razie jakiegokolwiek konfliktu zbrojnego z obcymi wojskami siły obrony terytorialnej zostaną po prostu zdmuchnięte.

Druga sprawa, ilość kontra jakość. Korea Północna ma liczną armię, ale pozostaje pytanie, czy liczba żołnierzy idzie w parze z potencjałem militarnym.

Minister chce, by nowa struktura podlegała bezpośrednio jemu i była liczniejsza, niż zakładano, i liczyła nawet ponad 50 tys. ludzi. Czy nie lepiej ograniczyć ich liczbę i szkolić lepiej, szczególnie że tak naprawdę w czasie wojny obrona terytorialna spełni raczej rolę pomocniczą niż stricte obronną?

Zdaniem byłego szefa BBN gen. Stanisława Kozieja żołnierze ci powinni być częścią rezerw mobilizacyjnych powoływanych do służby w czasie wojny jako forma wsparcia szybkiej mobilizacji.

Zawodowi wojskowi nie wyobrażają sobie, że tego typu jednostki mogłyby brać udział w regularnych bitwach. Obronę terytorialną traktują jako wsparcie, które będzie nas drogo kosztowało. To 500 zł i więcej miesięcznie – jest zapisane w ustawie, że to jest swego rodzaju zachęta do pilnej służby i wyróżnienie żołnierzy obrony terytorialnej.

Budżet MON wynosi obecnie ok. 36 mld zł. Mimo że to duży budżet, to nie jest worek bez dna. Zwiększając dotację na wojsko, siłą rzeczy będzie trzeba któreś koszty ograniczyć, a na pewno nie będzie to ograniczenie w postaci mniejszej ilości urzędników, co tak hucznie zapowiadano, ponieważ ich ilość w stosunku do poprzedniego rządu wzrosła, a miała zmaleć.

Państwo będzie ponosiło koszty związane nie tylko z wypłacaniem kilkuset złotych każdemu żołnierzowi obrony terytorialnej, lecz także z dostosowaniem infrastruktury do przechowywania broni na terenie każdego powiatu. Nie będzie to uzbrojenie wyłącznie osobiste, więc nie będzie można w pełni korzystać z już istniejących magazynów znajdujących się w budynkach komend Policji, ale będzie trzeba przekształcić budynki lub wybudować od podstaw nowe.

Jeżeli Wojska Obrony Terytorialnej są złożone z ochotników, to wszystkich, którzy z własnej woli i z pełnym poświęceniem chcą nieść pomoc i służyć innym, powinniśmy wynagradzać tak samo. Mam tutaj na myśli strażaków ochotników, którzy w porównaniu z żołnierzami obrony terytorialnej otrzymują śmieszne pieniądze za realne narażanie swojego życia.

W OSP nikt nie słyszał, żeby dostawać pieniądze za samą gotowość, a dobrze wiemy, że strażacy są w gotowości przez całą dobę. Nie może być sytuacji, że ktoś dostaje pieniądze za samą gotowość i szkolenie, a drugi, faktycznie pomagający, dostanie za to grosze.

W art. 32 Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej jest napisane, że wszyscy są wobec prawa równi, wszyscy mają prawo do równego traktowania przez władze publiczne i nikt nie może być dyskryminowany w życiu politycznym, społecznym lub gospodarczym z jakiejkolwiek przyczyny. Tym zapisem konstytucji powinna kierować się władza i wszystkich traktować równo, a nie próbować przeciągnąć ludzi za 500 zł miesięcznie na swoją stronę i wykorzystywać ich do swoich politycznych gier.

Dotychczasowe prace związane z obronnością, jak np. zakup śmigłowców dla Wojska Polskiego, idą niespiesznie, w przeciwieństwie do tworzenia Wojsk Obrony Terytorialnej. To naprawdę duża reforma i nie jest wskazane, aby wydatkować miliardy złotych pochopnie, na projekty tworzone na kolanie, dodatkowo w takim tempie.

Panie ministrze, pośpiech jest wskazany przy łapaniu pcheł. Ministerstwo Obrony Narodowej powinno się teraz skupić na tworzeniu systemu, np. systemu obrony przeciwrakietowej, który może dać nam faktyczną, a nie tylko teoretyczną obronę na papierze.

Sama idea utworzenia takiej formacji nie jest w Polsce nowością. Formalnie zaczęto tworzyć takie formacje już w latach 60. ubiegłego wieku, jednak ten pomysł się nie sprawdził. Już wtedy był problem z uzbrojeniem i wyposażeniem tak dużej liczby jednostek. Historia zatacza koło i my, decydując o tym, nie możemy pozwolić, aby pieniądze podatników zostały zmarnowane.

Paweł Bejda
Poseł PSL